Bike Fitting - Mam Świetną Pozycję

lipiec, 2014

W dniach 25,26 i 27 lipca rozłożyliśmy nasze stoisko w towarzyszącym   Enea Poznań Traithlon EXPO. Warunki dla wystawców były trudne, ale impreza należała do bardzo udanych. Mimo, że temperatury były tropikalne, zawodnicy pozytywnie komentowali zawody.

Mimo utrudnień przeprowadzaliśmy fittingi oraz wykonywaliśmy drobne naprawy. Odwiedzili nas również zaprzyjaźnieni zawodnicy, a wśród nich krajowa „czołówka”: Agnieszka Jerzyk, Ewa Komander (na zdjęciach z mechanikiem z Garmin’a), Filip Przymusiński, Robert Stępniak.


petlabeskidzka2 petlabeskidzka1Pętla Beskidzka w tym roku obchodziła swoje ósme urodziny. Ten wyścig zapoczątkowany pomysłem Wieśka Legierskiego i zmarłego tragicznie 4 lata temu Jana Ferdyna to bez mała prekusor trudnych, górskich maratonów szosowych w naszym kraju. Od początku stanowiła bardzo duże wyzwanie z uwagi na wymagające trasy, którymi prowadziła. Z latami zaczęła również stawiać coraz wyższą poprzeczkę z uwagi na coraz mocniejszą obsadę, która z ostatnimi laty stała się wręcz wizytówką tego wyścigu. Z uwagi na dużą ilość chcących mocno się ścigać konieczna była modyfikacja formuły tego wyścigu, by walka toczyła się w sposób bezpieczny i w dużej mierze wolny od ruchu pojazdów na drogach publicznych. Obok długiego dystansu pozwalającego poznać znacznie większy obszar Beskidów od ubiegłego roku „ścigacze” mogą wybrać krótszy, ale bardzo trudny dystans pro prowadzony na pętlach przy zamkniętym, bądź bardzo ograniczonym ruchu. W Pętli startowałem w 5 z 8 edycji, więc z dużym sentymentem podchodzę do tego wydarzenia. W tym roku wróciłem na trasę Pętli po dwóch latach absencji. Z uwagi na duże możliwości konfrontacji z innymi zawodnikami, dość bezpieczną trasę z uwagi na wspomniane ograniczenie ruchu oraz co tu dużo nie mówić łatwiejszą logistykę zdecydowałem się na wspomniany dystans PRO. Na starcie wiele znajomych twarzy, ale i dobre nazwiska. M.in. Marek Konwa przyjechał potrenować: „coś trzeba robić”, jak to określił najlepszy polski kolarz górski. Świetnie zapowiadające się ściganie, piękna pogoda i w sumie znana mi trasa niestety nie sprzyjały mi zbytnio. To ewidentnie nie był mój dzień. Jeszcze dzień wcześniej ledwo mogłem podnieść tyłek z krzesła, gdyż łydki i uda ewidentnie strajkowały, a tryptofan wypełniał mój mózg. Niestety. Tym większa szkoda, bo po trudnym fizycznie i pozytywnie  zaskakującym dla mnie Beskidy MTB Trophy już w 4 dni byłem świeży. Choć w weekend mogłem aplikować normalne jednostki treningowe, gdyż w nodze czy oddechu nie było już śladu trophy, to postanowiłem jednak odpocząć mentalnie od roweru i spędzić 2 dni chodząc po Babiej Górze. I to niestety była trumna, gwoździem do której okazał się zdaniem mojego doświadczonego kolegi trening wykonany we wtorek. Zgłupiałe od innego wysiłku i przede wszystkim ekscentrycznej pracy (niespotykana w kolarstwie) mięśnie nie zdołały wypocząć nim dostały właściwy kolarstwu bodziec. Choć mocy im nie brakowało to ewidentnie kulała ekonomika. Waty szły, ale niestety: „Broń Boże nie wolno w sezonie chodzić po górach, mięśnie zgłupiały, nie trening Cię zabił, ale ten weekend”. Cóż, jedynie tyle mi pozostało, by bawić się jak najlepiej. Na rozgrzewce z Krystianem Pirógiem noga nie była najgorsza, ale jednak w dużej mierze nie zregenerowana. Do tego ospałość i nieco ból głowy. Pierwszy podjazd pod Zameczek i dalej na Stecówkę w sumie nie wskazywał na nic złego. Na górze zostaliśmy z przodu w kilka osób. Na zjeździe do Zaolzia jedzie Marcin, Krystian, Merek Konwa, gość z GK Gliwice, ktoś jeszcze. Oddech przeciętny, obolałe mięśnie w nogach, ale ta jednak szła. Najbardziej jednak obawiałem się kilku stromych, krótkich, bardzo sztywnych chopek na Połomie. To na nich szły najmocniejsze akcje i niestety to one przesądziły, że zacząłem pękać. Pierwszy podjazd pod Kubalonkę, świetnie zabezpieczony przez policję w miejscu naszego wyjazdu, jeszcze dawałem radę, jednak ból zniszczonych włókien był coraz gorszy. Zjazd z Zameczku do Wisły Czarnego jeszcze jakoś spawam, ale na podjeździe przez prześliczną dolinkę naszej najdłuższej rzeki ostatecznie psychika mnie zmaga i nie dając rady bólowi odpuszczam. Jadę swoje, by po krótkim czasie zostać dościgniętym przez małą grupkę z jednym, dającym solidnie w korby gościem. I jeszcze narzekał, że chory. No cóż, chciałem napisać, że dalej noga zaczęła kręcić, jak należy i było super. Niestety, choć Waty mogłem generować dość przyzwoite, jak na to samopoczucie to niestety rozsadzający nogę ból był nie do zniesienia. Pod koniec drugiego kółka świadomie odpuściłem wyścig. Tzn. nie wycofałem się, bo to nie w moim stylu, ale postanowiłem wyłącznie jechać swoje „TEMPO”, nie przyjmowałem już nawet żelków. Nie było sensu eksploatować organizmu bardziej, szczególnie przed czekającymi mnie kolejnymi dniami z długimi wycieczkami po lotniskach. Jak się okazało w czubie poszła solidna selekcja na kolejnych rundach (dystans miał 5 rund po 17.5km, z dwoma solidnymi podjazdami i kilkoma sztywnymi ściankami każda + początkowy podjazd pod Zameczek i Stecówkę, łącznie 96km i 2,4km przewyższeni) , a mocne tempo i skoki na wspomnianych chopkach w przysiółku Połom pozwoliły do finałowej rundy dotrwać wyłącznie 4 zawodnikom i Markowi Konwie, który w tym wyścigu zrezygnował z bycia klasyfikowanym.
W sumie słuszne pytanie – jak można odpuszczać wyścig? Innym razem pewnie bym nie dał za wygraną, ale samopoczucie i okoliczności, a także co tu dużo mówić – wysokie oczekiwania stawiane sobie jeszcze kilka dni wcześniej, przesądziły, że zdecydowałem się oszczędzać, a nie walczyć o piętnastkę. Na mecie zameldowałem się 22 open…. Hmmm, niby nie źle jak na podejście w drugiej części wyścigu, ale na drugie tym większa to nauczka, by nie odpuszczać, nawet jak coś się wydaje stawać beznadziejne. Największą wartością tego dnia była doskonała jazda wokół doliny Czarnej Wisełki, a także mimo wszystko lekcja, że góry i plecak to wyłącznie na jesień i w zimie, a regeneracja mentalna to chyba na jodze lub na piwie nad zaporą.
Niemniej za organizację, trasę, pomysłową formułę wyścigu należą się organizatorowi, Wieśkowi Legierskiemu, wielkie brawa. Tym bardziej, że ogrom formalności, zgód określonych jednostek, które trzeba uzyskać oraz czasu i nerwów, które musi wraz ze swoją ekipą poświęcić to nie całkiem taki łatwy chleb, jak się może wydawać.
Na Pętlę Beskidzką w tej formule zachęcam, a jednocześnie z niecierpliwością czekam do przyszłego roku.
Jarosław Hałas


 

photo de groupe
Montreal (Kanada), 15 lipca 2014r. -kanadyjski producent rowerów Argon 18 zrobił milowy krok w rozwoju firmy: podpisał właśnie kontrakt z drużyną uczestniczącą w Tour de France. W ten sposób dołączył do elitarnego grona marek reprezentowanych w najbardziej prestiżowej imprezie kolarskiej na świecie.
Trzyletni kontrakt jest dowodem uznania przez ekspertów i kolarską elitę najwyższej jakości rowerów Argon 18.
„To historyczne wydarzenie dla naszej marki i dla naszego zespołu! Udział w Tour de France jest bardzo ważnym etapem dla naszej firmy, ponieważ potwierdza i umacnia pozycję Argon 18 wśród najlepszych światowych producentów”, wyjaśnia Gervais Rioux, olimpijczyk i założyciela firmy.
„Z radością ogłaszamy, że doszliśmy do porozumienia z jednym z zespołów uczestniczących w tegorocznym Tour de France. Niestety, nie możemy ujawnić, ze względu na obowiązujące kontrakty, jaka to drużyna. Będziemy musieli poczekać do końca Tour’u aby to zrobić, ale mogę was zapewnić, że będziemy uważnie obserwować drużynę do tego czasu! ” dodaje Martin Rioux, współwłaściciel i prezes Argon 18
O wyborze Argona zdecydowała jakość rowerów. Choć wielu innych producentów zabiegało o możliwość sponsorowania pro-tourowego zespołu , wybór padł na firmę z Montrealu.
Kontrakt obejmuje oczywiście rowery dla zawodników, obsługę techniczną zespołu, jak również znaczny wkład finansowy.
Nowy kontrakt jest efektem dobrze zaplanowanej strategii biznesowej .
Firma pracuje bez wytchnienia od 25 lat, aby Argon 18 należał do grona najlepszych na świecie producentów specjalistycznych rowerów sportowych. Zespół , z bardzo mocnym działem badawczym i projektowym, kładł szczególny nacisk na innowacyjność.
Byli pionierami w integrowaniu wspornika kierownicy, przedniego widelca i kierownicy czasowej (ONEness concept ). Rozwiązanie to jest obecnie stosowane w blisko 35% rowerów triathlonowych uczestniczących w zawodach Ironman.
Argon 18 zajmuje ponadto ósme miejsce wśród marek najbardziej obecnych i w triathlonie. „Każdego roku, Kona służy jako barometr pokazujący naszą pozycję w odniesieniu do konkurencji . W ciągu zaledwie dwóch lat, liczba zawodników jeżdżących na naszych rowerach wzrosła o 26%. To jasne, że doskonała reputacja naszych produktów, a i co za tym idzie udział w rynku, rośnie w postępie geometrycznym, ” mówi Stéphane Mayer, Dyrektor Argon 18.
Ta wypowiedź zapowiada rozwój kanadyjskiej firmy. Widoczność zapewniana przez
sponsoring drużyny uczestniczącej w takich wyścigach , jak Tour de France, będzie znakomitym wsparciem sprzedaży na dotychczasowych rynkach i pomoże w zdobywaniu nowych.
Rowery Argon 18 są dostępne w 40 krajach na całym świecie. Rok po roku, kanadyjski producent odnosi sukcesy w nowych krajach. Dzieje się tak dzięki ciągłemu dążeniu do
innowacyjności i oferowaniu klientowi najwyższej jakości rowerów, dostosowanych do potrzeb każdego kolarza..
Takie jest motto, od momentu założenia firmy 25 lat temu , aż do dzisiaj, założyciela Agon 18, byłego mistrza, Gervais Rioux.

 


Morgan Blue 2 bLOG


susz 4
susz 3
susz 2

Kolejny Susz Triathlon za nami. Nasza firma prezentowała w EXPO najnowszą ofertę rowerów i komponentów kolarskich i triathlonowych.

Największe zainteresowanie, jak zawsze, wzbudziły jednak sesje ustawiania pozycji na rowerze przy wykorzystaniu technologii Retul Bike Fitting.

Nasze stoisko odwiedzali zaprzyjaźnieni z nami triathloniści, a swój rower : Argon 18 model E116 , prezentował Marcin Konieczny.

 

 

 


Tdf 2014 BLOG


To był znakomity występ zawodnika jeżdżącego na rowerze Argon 18. Ivan Rana wygrał IM w Austrii uzyskując znakomity czas 7:48:43. Jest to drugi najlepszy czas w historii (jedynie 2 m 45 s wolniejszy od najszybszego IM).

Ivan Rana