„Nie ma, nie ma wody na pustyni”… czyli Puchar Szlaku Solnego w Orawce 28.07.2013 r.
Czy u nas nie może coś raz odbyć się normalnie? Jak nie deszcz i błoto to ulewa i błoto do kwadratu. Albo dla odmiany upały… Sam nie wiem co lepsze.
Do Orawki przyjechałem w bojowym nastroju, silny, zwarty i gotowy. Tak było przynajmniej do momentu opuszczenia samochodu. Bo po wyjściu na zewnątrz poczułem, że zewsząd otacza mnie gorące, gęste powietrze a palące promienie nie nastrajają do jakiegokolwiek wysiłku. Zwłaszcza, że widziałem fragment trasy zlokalizowanej na stoku narciarskim. Nb. czy to nie dziwne, że stoki narciarskie kojarzą mi się wyłącznie z podjazdem na rowerze? M. in. Spytkowice, Kielce, Głuszyca a teraz jeszcze Orawka… Może dlatego, ze nie jeżdżę nartach? W każdym razie jakimś cudem przemogłem się i wsiadałem na rower żeby zapoznać się z trasą. Z każdą chwilą było coraz bardziej gorąco…” a wielbłądy (czy raczej rowery) nie chcą dalej iść”… Ja musiałem. Nie mając wyboru rozpocząłem organoleptyczne zapoznanie się z trasą. Chociaż wolałbym położyć się gdzieś w cieniu.W miarę pokonywania dystansu zaczęła do mnie docierać okrutna prawda. To część trasy, położona na stoku, to była tylko na rozgrzewkę – jakby nie było dość gorąco. Naprawdę trudne i wymagające fragmenty były niewidoczne ze startu. Może to nawet i lepiej? W każdym razie, w połowie pętli, czyli po 2 km, doszedłem do wniosku, że właściwie, to „czołgać się już dłużej nie mam siły”. A to nawet nie była rozgrzewka przedstartowa.
No ale skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Czyli stanąć w końcu na starcie. A na sygnał startera udawać, że wszystko jest w porządku i że lubimy ten sport. Co tu kryć, przez pierwsze pół pętli było całkiem nieźle. Jechałem nawet na 3. miejscu. Niestety, ale cały dystans to 2 pętle. A ja czułem, jak w miarę upływu czasu siły stopniowo mnie opuszczały. „…a przed nami jeszcze drogi szmat” Pomimo, że byłem wyprzedzany, było mi w zasadzie wszystko jedno. Chociaż nie… Po raz pierwszy od wielu startów marzyłem, żeby złapać gumę i mieć pretekst do wycofania się. Niestety, nie zasłużyłem sobie na taki akt łaski i musiałem dojechać do końca. Na mecie sprawdziłem, że średnia temperatura wynosiła 33 stopnie a maksymalna 38. Ale nie przeszkadzało to innym. Z podziwem patrzyłem na walkę w innych kategoriach, szczególnie zacięta była w najmłodszych – miałem wrażenie, że im ten upał chyba zupełnie nie przeszkadzał.
Natomiast trasa była jedna z bardziej wymagających. Wysoka temperatura ciężkie, sztywne podjazdy, to tego ciasne techniczne zakręty. Każdy błąd mścił się natychmiast o czym sam się przekonałem. Brak czujności i źle dobrane przełożenie spowodowały utratę pozycji. Za tym poszła utrata motywacji i w ten sposób było po wyścigu. Resztką świadomości doszedłem jeszcze do wniosku, że pomimo wszystko dobrze, że nie było błota, bo trasa z trudnej i ciężkiej zostałaby przemianowana na masakryczną. Ale i tak było fajnie…
Strona zawodów i wyniki: http://www.pucharszlakusolnego.pl/
Robert Baś
Wertykal bikeBoard Team