Nareszcie… Znów na kresce. Rozbudzony apetyt po Daleszycach i niezwykle udanej trasie czekałem na drugą edycję ŚLR. Sandomierz miał mieć mniej przewyższeń, nieco płaski, niewielkie wzniesienia… No i owszem wzniesienia były niewielkie, podjazdy miały może po 300m długości ale za to jakie nachylenie… podłoże… Dawno tak się nie ujechałem na „płaskim” maratonie… Oprócz wyraźnie interwałowego charakteru imprezy bardzo podobały Mi się sekcje zakrętów, zmiany tempa, szybkie przejścia ze zjazdu w podjazd połączone ciasną agrafką. Takie przejścia wymuszały wcześniejszą zmianę biegów, umiejętność przewidywania oraz technikę zmian przełożeń tak aby uniknąć zerwania łańcucha. Doskonałe obnażenie techniki jazdy zawodników!! I umiejętności myślenia. Tak: na rowerze, szczególnie MTB, trzeba myśleć. Otoczenie trasy urzekało: jazda odbywała się pośród sadów: jabłonie, wiśnie i inne drzewka owocowe przypominały artystyczne drzewka bonzai: ta sztuka tu jednak miała charakter czysto użytkowy. Nie mniej były przepiękne, kwitnące, poskręcane. Oszałamiał zapach kwiecia drzew: człowiek jechał w amoku zapachowo-wyścigowym. Dopaliłem tam wszystkie stresy tygodnia w pracy. Paliwo musiało być dobre bo i miejsce na mecie dobre jak na moje możliwości: generalka trzydzieste, w kategorii dziewiętnaste. Straciłem do Zwycięzcy jedynie ok. 30min. Dużo i mało. Dla mnie mało bo od kiedy mam rodzinę i firmę to czasu na rower mniej i treningi krótsze: zwykle traciłem do pierwszego godzinę, godzinę piętnaście… Polecam to miejsce. Track można ściągnąć ze strony organizatora więc możesz odwiedzić tę trasę kiedy tylko masz czas…