„Ta Dorotka, ta malusia, ta malusia,
Tańcowała dokolusia, dokolusia…”
Słowa tej piosenki dla dzieci zaczęły mi się tłuc po głowie, od kiedy dowiedziałem się, że I Otwarte Mistrzostwa XC o Puchar Prezydenta Miasta Będzina odbędą się na znanym i popularnym w tamtych rejonach wzgórzu św. Doroty – popularnej „Dorotce”. Podobieństwo kończyło się niestety tylko na tytule, albowiem rzeczona Dorotka „tańcowała i w południe, kiedy słonko grzało cudnie”. I tu wystąpiła znaczna rozbieżność, bo po paru dniach ładnej, słonecznej pogody, w dniu wyścigu czyli w niedzielę 28 kwietnia nastąpiło jej załamanie. Temperatura oscylowała w granicach 10 stopni a do tego pojawił się, na szczęście przejściowo, opad atmosferyczny w postaci deszczu, który hmmm… uatrakcyjnił fragmenty trasy. Na szczęście przed wyścigiem zjazdy podeschły i stały się nadspodziewanie przyczepne, czego nie mogłem powiedzieć podczas wcześniejszego zapoznawania się z miejscem rywalizacji.
Trasa była dość ciekawie poprowadzona; bez nadmiernych technicznych utrudnień, jednocześnie pozwalająca na wykazanie się na dwóch podjazdach. Na początek organizatorzy zafundowali zawodnikom niewielką rozbiegową pętlę prowadząca wokół wzgórza, zapoczątkowaną podjazdem. Po przejechaniu rozbiegówki, przejeżdżało się przez linię startu/mety i asfaltową drogą gnało w dół. Zjazd kończył się ostrym, ciasnym skrętem w prawo, połączonym ze stromym podjazdem. To było kluczowe miejsce. Jeśli ktoś tam się zatrzymał, to pozostali mieli małe szanse na ominięcie. A czołówka w tym czasie odjeżdżała… Po podjeździe następował trawers wzgórza i zjazd. Początkowo na wprost przez pola, by za chwilę ścieżka schowała się w zagajniku i zamieniła się w kapitalnie wyprofilowaną trasę z licznymi zakrętami. To właśnie tam można było spodziewać się największych atrakcji w przypadku deszczu. Dalej ścieżka przechodziła w prowadzący lekko w górę szuter, ten zaś w wiodący w dół asfalt, gdzie można było po raz kolejny rozwinąć spore prędkości. Na koniec, tradycyjnie zakręt w prawo zakończony podjazdem, aż na sam szczyt wzgórza. Momentami było dość stromo. Na szczęście wszystko ma swój koniec (tak, wiem, że ogórek ma dwa) zatem trasa przechodzi w szeroki szutrowy zjazd, zakończony ostrym nawrotem i metą. Cała pętla liczyła 3,7 km.
Każda z kategorii wiekowych miało do pokonania określoną ilość takich okrążeń. I zapewniam, że przy odpowiednio szybkiej jeździe można było się zmęczyć. Zaskoczyła ilość startujących w Elicie oraz w kategoriach Masters. Nawet obawiałem się, że na trasie pojawią się zatory, zwłaszcza, że 3 grupy Mastersów startowały w 10. sekundowych odstępach. Ponieważ ruszałem prawie z samego końca, uznałem, że na początku trzeba się śpieszyć, żeby zająć jak najlepszą pozycję przed kluczowym nawrotem i później przed zjazdem singletrackiem. Plan wykonałem w 100%. Wprawdzie na nawrocie tuż przede mną nastąpiła mała kolizja, ale udało mi się ją ominąć, sporo przy tym zyskując. Dalsza aktywna jazda pozwoliła na obronienie pierwszego miejsca w kategorii i ściganie się z „młodzieżą” startująca nieco wcześniej 😉
Wyścig zaliczam do udanych pod względem sportowym. Korzystnym pociągnięciem organizatorów, było możliwość ścigania się razem zawodników z licencją jak i bez. Dzięki temu, we wszystkich kategoriach Masters i Elita wystartowało i ukończyło prawie 100 zawodników. Plus kategorie młodsze, kobiety… Niewątpliwie wpłynie to na większe zainteresowanie potencjalnych uczestników. Bo liczę, że nie były to ostatnie tego typu zawody w tym miejscu.
Strona zawodów: http://www.ghostbikers.pl/
Wyniki: http://live.ultimasport.pl/163/index.php?kategoria=–
Robert Baś
Wertykal bikeBoard Team