Pierwsza tegoroczna edycja odbyła się tradycyjnie w Lasku Lipie. Organizatorzy zapewnili uczestnikom nie tylko sprawnie zorganizowane zawody ale również dość wysoką temperaturę, co jest godne podkreślenia po szczególnie długiej i wyczerpującej zimie. I jednocześnie jest nawiązaniem do hasła na oficjalnym portalu miasta.
Żeby doznanie związane ze ściganiem były bardziej urozmaicone w trakcie podróży pojawiały się różne przerywniki nie pozwalające na uskarżanie się na dojazdową rutynę. Już na samym początku, przy ładowaniu rowerów… Przepraszam, zaczęło się już dwa dni wcześniej. Marek, który miał zapewnić transport zadzwonił i poinformował, że jakieś gryzonie poprzegryzały mu kable wysokiego napięcia. W związku z tym jedziemy pożyczonym autem. Na miejscu zbiórki, ładujemy rowery na bagażnik. W pewnym momencie podjeżdża jakiś biker, mówi „cześć” i …zsiada z roweru, ściąga plecak i zaczyna sprawiać wrażenie, że chce się z nami zabrać. Spojrzeliśmy po sobie mocno zdziwienia i w końcu padło nieśmiałe pytanie „czy Ty może jedziesz z nami”. Odpowiedź zdziwiła nas jeszcze bardziej, po usłyszeliśmy , że „no jasne”. Po paru sekundach doznałem olśnienia i zapytałem, czy przypadkiem nie jest z ekipy Furmana? Okazało się, że tak. Mało tego, również umówili się przy Cracovii, tyle, że z drugiej strony. Po wyjaśnieniu nieporozumienia, prawie bez przeszkód docieramy na miejsce. Prawie, bo nie wjeżdżamy na autostradę tam gdzie chcieliśmy, tylko 40 km dalej.
Same zawody to czysta przyjemność ścigania się „w pięknych okolicznościach przyrody”. Na starcie stanęło ok. 150 uczestników. Najliczniejsze grupy to Elita i Mastersi. Na frekwencję, obok pogody, miał wpływ zapewne fakt, że dopuszczono do startów również zawodników bez licencji. W mojej opinii jest to korzystny krok w kierunku zwiększenia liczebności startujących. A ponieważ trasa jest dość pojemna (pętla liczy niecałe 5 km) to pomimo dużej ilości zawodników, dało się jechać swoim tempem. Co zauważyłem i co należy podkreślić, wolniejsi zawodnicy ustępowali miejsca przy wyprzedzaniu. Ot, pełna kultura…
Dla mnie wyścig ułożył się nie najgorzej. Dość szybki start, ale nie na tyle, żeby jako pierwszy wjechać w serię podjazdów z piaszczystym podłożem. Prowadząca dwójka wywraca się a ja staram się obiegnąć bokiem. Częściowo mi się to udaje – jestem już drugi. Wsiadam na rower i usiłuję dojść pierwszego. Przez jakiś czas jadę za nim, ale stopniowo oddala się ode mnie. Skupiam się na szybkiej i płynnej jeździe. Co jakiś czas doganiam tych, którzy startowali przed nasza kategorią. Kątem oka widzę, że chyba mam już bezpieczną przewagę nad następnym. Niestety, ale prowadzącego też już nie widzę. Pomimo tego, staram się trzymać mocne tempo do samej mety, na wypadek defektu mojego lub przeciwnika. I tak kończy się wyścig. Później tylko pudło, dekoracja, losowanie upominków.
Powrót bez większej historii. Poszukiwanie stacji benzynowej, bo zabrakło blachy na stosowne znaki drogowe, odpadniecie roweru z bagażnika, korki w Krakowie… Ot, normalka.
Strona zawodów: http://puchartarnowamtb.pl/
Wyniki: http://www.sokoltarnow.pl/wp-content/uploads/2013/04/PUCHAR-TARNOWA-MTB-2013-I-eliminacja-Las-Lipie-21.04.13.pdf
Robert Baś
Wertykal bikeBoard Team